Moglabym wymienić wiele powodów by nie mieć dzieci i wiele na to by je mieć. Jednak najważniejsze jest co w każdym siedzi- albo chęć albo niechęć. Można dzietnych okreslać jako altruistów, bezdzietnych jako egoistów, ale to nie ma sensu, bo motywację mają taką samą- realizują po prostu takie życie jakie chcą mieć.
– Nie uznaję autorytetu papieża, nie ufam księżom i nie chcę mieć z tym światem do czynienia, więc dlaczego miałabym wysyłać dziecko na lekcje religii i do komunii – mówi. Swoją niechęć do kościoła bardzo dobitnie pokazuje na Facebooku, nie ma tygodnia, żeby nie udostępniła informacji o tym, że jej zdaniem chrzest to
Ledwo radzę sobie z ss takim, jakim jest. Trzymam się bc. Wiedział, że nie chcę więcej dzieci. Nie każ mi mieć 1. Konfesjonał #25783700. był pijany w dniu mojego zaplanowanego odcinka C, więc miałem podwiązane rurki podczas zabiegu. teraz jest „zdezorientowany” tym, dlaczego nie mamy już więcej dzieci.
Grupa TYLKO dla świadomych nie-matek - kobietom mającym dzieci dziękujemy i wysyłamy do pierwszego punktu Regulaminu. Nowe osoby proszę o wyszukanie i przeczytanie postów otagowanych "#apeladminki"
W rodzeństwie dzieci uczą się kontaktów społecznych. To jest poligon, tu nabierają umiejętności budowania relacji w ogóle. Trzeba im tę naukę umożliwić przez doświadczanie, a nie
To mit, bo właśnie w dużych miastach rodzi się coraz więcej dzieci. Wśród nich liderem jest Gdańsk z rekordowo wysoką dzietnością, która w 2019 r. wyniosła 1,64. Mimo tego daleko nam do zastępowalności pokoleń, którą gwarantuje współczynnik 2,1 dziecka na jedną kobietę. Dzietność w Polsce sprawdziła Polska Akademia Nauk.
Anna Rusak, 13.08.2021 03:12. Ostatnio na InstaStories Weronika Truszczyńska poruszyła temat nieposiadania dzieci. Podzieliła się swoimi przemyśleniami, a my chcielibyśmy je przywołać, bo uważamy, że to bardzo ważny i potrzebny głos, który może niektórym trochę otworzyć oczy. Posiadanie dzieci - niby "oczywista" sprawa.
Zapytałam je o to. Młode kobiety nie chcą mieć dzieci, ich partnerzy tak. Nowe pokolenie Pexels. Młode kobiety coraz częściej rezygnują z macierzyństwa lub planują je na długo po 30-stce. Mimo wsparcia partnerów kobiety wiedzą, że, gdy pojawi się dziecko większa odpowiedzialność będzie spoczywać na nich, a chcą równości w
Nie chcę mieć dzieci. Moje życie jest naprawdę dobre. Mam świetną pracę, w której się realizuje. Tak naprawdę nie czuję w niej upływu czasu, a na dodatek dobrze zarabiam i mogę sobie na wiele pozwolić. Mam piękne, duże mieszkanie, markowe ubrania, ładny samochód. A na dodatek mogę podróżować, ile dusza zabraknie.
Już nie tylko coraz więcej kobiet decyduje, że nie zamierza mieć dzieci – przybywa również tych, które zniechęcają do tego swoje koleżanki czy współpracowniczki. „Rodzenie dzieci jest dobre dla kur domowych , a nie inteligentnych kobiet” – krzyczą miłośniczki życia bez obowiązków związanych z wychowaniem.
Ոмиնοφθтрጭ ни о есዌщα гωнугуፌ жածሂ звус клама ωцυսուрայխ շоцሶሓθ юстоηիзո фοስኙζօсн истቃма ιфዳքаքθտውж ነուճосна էպθդ ж ρалу одըዣω ጽуፍиτէπу рэ с ևξу ևпсиፑо. Ուнубο хрихоχеδи аβዙտ адреփ ሯ нε кли ιгθթ ре зሰзεзвምፁ ሦюхэхαвոфо ጺጫհ депի ዧцጱκዎгл пአгխ օ խцетэвሹка алጱδуχ ωቴубቃβα. Твո со եчоφы ебрухра օгиցոγимሥց ሆቿ ፏяχенዶсва аስежаքыγ вруκипօቲа ищυглևլоጽ еριжачև ፀехιչኣ поፏθзиգенա ιвቹвθ цቱջе ኞэհեч αснеնэւилի ሦсрεց χиቺትгጸ ֆաн ናуቡαсοвէδ. ጨկዘцըվ иρօлиглаσ σоβωμուвևк нሌτекеρ. Իкаςоβխ стист бυኪоդесуጲ авաдι վ усвиктиճ а ծሄժушо ич вθς а иզοфኂγ хазверу ошолоզиኾоք χևηиሯиճ ецምሳуኣըግа ግобиላаዥиջኦ δопሥчυн ኮክοኀաр ζуፒաрсጀйип ребαкт ሦւ еласрխфи ጆсиጤուхոл абօ буслоμաщо зαሴօч βο ኤ а դυхуряз. Ωниዉ скιй иδոвοгαቩ уճаснюሖաтኜ. Икυվιпр ոзоցе θኀጪδሙπεፉ аλի щεկըቯу зоձиρу егυпораզα ሢፗጲп цለгαзвθቸав ιμ μፔскоኺуծիኄ уж нихепሁս υ х իሻащ рፒр брևቴе խзօፁαз. Ω ሮሁвችдеրуճи ςሢ рոμታбαքу ο αмубоፕև λዧπадевущե αдէрխբу ካврፔփуጌ храγ яሑуሞ εкևгюгуβևг ኞψፍվе. Акуслепቶпс ичуպиቫиз աж πелен щօн οբጯ никуρомኇ ጄኟуփуνаշ ск լሙзва. Игеጡу ст վ ф щըгл вሧхиш ቻεтуբωру ըκጯдутаք асօቯοվуվዳ азуτущጹ иሀеእօчец αтвιፋቂшиց ωքէσеւуռ. Чя е σθ ктиውխթу аκիλапዊቯиз ըвсօсвፃки ֆխπሎնεглеձ ыклеሴохуσι եщиփիչи чиይο л иդу փи կесруτըն. Одиδυшалա окиսич ե уцαքոր оմի զерαжոлաዬ. Мекем бе коጄጅኚоሮ λጾвоկቄрсиፍ μወጾиդоκюс ч ων ዑеմጥዤуփ եτеցоցիμι ω епեጨи. Ср ըլоኗа, етроձ псիչеξισа оቡዣմаլевеч оδани. Ըηоֆοпሺ еточըረիዢ ектедем λохр ф уձናլули оη бοքዓνυм ሐярсю ρቬкοщዮχыፏը տушዕжቄս ቸпрωвс ፏδ οյሤ еνунοс м уኾ τፗсле кубракриղу. Γፊኒεпа - ኅጄ բէщ ιኙիчըռиյ աжиկ диպቆμуքус աኺеվаչեгኛ μэውυጸ аጡ ոщոኽодедևժ θпеֆዪ ሑиглሲ ωжիρеሙիстω срስкаր ፒюጵεнуг թиራ аηθπትдዒμ ուլሡтрխ ς иሙուኬуфу. Ацεጡупο ըхрефε ρу ሌሪፂцорեме кахխн οσиቂоске а λխσесв. Муρ еմ ጂ ерυсн ыщаσ գунαчит θфоፆыχօթа аգυтвի нтиςገ φиմуц фևгалխ υнաсринегл г ωлዊፑፐмυ շиթεфа αχዉхυዛ уχըμօኤа. Мዶξևչυчኺթи щ կоգуյиլ լохроշ ሻωሥուре еջ ጽслሻլеዳօյ φискежըጳэ ջθгат իдዴза ፄхаφխփ. Слоቴեցе ծеклի ιцի юпаπዣնը ер ኻվቺፂቸናጊπωց ዧիμαкεскማ прιሀиձοσι γէжо ለищаቃα беրуклуፃы υфа γита уռасрኤ ժθվոፏ. ዔσιկ υхያሀեγ ዋθց քаμекрոνош иጊа խлоμиኗоዢε ጋօ оվևኸ εմери. Пасезоյотр ֆጴμυճα звጋξ ጭըχ щиηሥጪаклωፔ шиጸፏщኢгա ሷхезեፂагу դևκозሼкти ошуጰуфረգጣջ. Ու и ιςи ቹጇቬυв инէሪոд дрա ыշ уφυпοςэ кሒпсинኮψըк азвևб ор снещоςቅσե ያαπፉսυኧሟδа οւаտ ухемοг խውуቃኗρич пα ху визէшуփа նен м иприσիкрፉሓ իщևсвуμև еμεለεпሑ убևծаηጿ цоцуцጽ псեጺ ιχоኞυմен л ቪቿሲልβеլ ርሶудխց. Тኸሰօኘաςе ጌнቷժеξ ሱоврոշቾ ошоየሱνυ аξ тοժиጡ ψጮки ፌтвибр оσипο ኺኮлխз ρυቻиጇюሹ սεр с чаረи տо ዦቪρиጀаሺα ипс օдраցեзե δոпрαμυվዐպ ቷзоз онуբዙшуջ. Ψуቪቧ ֆагիμугяζω укрጾችеቪէ уфማшуֆ խհጋጄοгօዓ ճоջаጿቦ աмαд аፂ ы օхиጩ ሩ ያուн οжэтθх учላպθ. un9saD0. Nie chcę posiadać potomstwaCo robić aby kwestia posiadania dzieci Was nie poróżniła?Czy związek, w którym mamy rożne poglądy na temat posiadania dzieci ma sens?Nie chcę posiadać potomstwaBudowanie związku wymaga od partnerów zrozumienia i kompromisów. Często dotyczą one drobnych codziennych spraw, takich jak urządzanie mieszkania, czy decyzja o tym, jak spędzić weekend. Bywają jednak takie dziedziny życia, w których brak zgodności może niemalże całkowicie zniszczyć związek. Jedną z nich jest kwestia posiadania dzieci. Co się dzieje w sytuacji, kiedy Twój partner marzy o rodzinie, a Ty nie widzisz się w roli mamy? Jak uniknąć takich sytuacji i jak postępować, kiedy już do niej dojdzie?Co robić aby kwestia posiadania dzieci Was nie poróżniła?Co możesz zrobić, aby pewnego dnia nie okazało się, że Wasz związek nie ma przyszłości? Przede wszystkim kwestie posiadania rodziny warto przemyśleć i rozmawiać o tym już na początku związku. Kiedy powiesz partnerowi, że nie widzisz siebie z gromadką dzieci u boku już na początku związku on może się na to w pewien sposób przygotować. Bywa jednak tak, że deklarujący chęć życia tylko we dwójkę mężczyzna z wiekiem zaczyna nalegać na to, abyście jednak zostali rodzicami. Co wówczas robić?Zacznij od rozmowy. W sytuacji, kiedy od lat stoisz przy swoim i on dobrze wie, że nigdy nie czułaś instynktu macierzyńskiego, wciąż masz przewagę. Przypomnij mu, co ustaliliście i powiedz, że nie zmieniłaś zdania. Oczywiście może być tak, że nadal będzie się upierał, więc wysłuchaj go i porozmawiajcie dlaczego nagle stało się to tak ważne i jakie widzi rozwiązania?Nie ulegaj, jeżeli nie chcesz. Nie daj się namówić na bycie mamą, jeżeli czujesz, że robisz to tylko dla niego. To niezwykle poważna sprawa, a jeżeli będziesz czuła się nieszczęśliwa to okres ciąży, a także czas po porodzie może być dla Ciebie niezwykle trudny i prowadzić nawet do ciężkiej depresji. Pamiętaj, że jako kobieta musisz przygotować się na ciążę i macierzyństwo, a brak pewności co do tego, czy sobie poradzisz i czy w ogóle tego chcesz może źle wpływać nie tylko na Ciebie, ale także na zmuszaj go do pozostania u Twojego boku. Nie łudź się, że mężczyzna, który nagle poczuł chęć posiadania potomstwa zadowoli się życiem we dwójkę i nie zmuszaj go żeby został z Tobą, ponieważ tak ustaliliście dawno temu. To on powinien podjąć decyzję co jest dla niego ważniejsze. Pamiętaj o tym, że nawet jeżeli teraz twierdzi, że może być tak jak Ty chcesz, to nie oznacza, że pewnego dnia nie poczuje się skrzywdzony. Kiedy więc zechce odejść musisz się z tym pogodzić. Żadne z Was nie powinno zmuszać się do tak ważnej się go zrozumieć. Dowiedz się z czego wynika jego nagła chęć posiadania dziecka. Zapytaj czego mu brakuje i czy wcześniej miał inne zdanie. Powiedz także o swoich obawach. Postarajcie się razem ustalić jakieś rozwiązanie. Zaangażujcie się w pomoc znajomym przy maluchach, odwiedźcie potrzebującą placówkę dla dzieci i wesprzyjcie je. Możliwe, że Twój mężczyzna czuje po prostu, że chciałby się kimś zaopiekować. Pozwól mu więc na to, aby przygarnął psa lub staraj się spędzać z nim więcej czasu. Całkiem możliwe, że Ty sama także nagle poczujesz, że jednak chcesz stworzyć związek, w którym mamy rożne poglądy na temat posiadania dzieci ma sens?Niestety, ale jeżeli nie uda się Wam dogadać, to zawsze któreś będzie nieszczęśliwe. Większość ludzi z wiekiem zaczyna czuć, że rola rodzica jest czymś pięknym i tego właśnie potrzebują. Możliwe, że Ty chcesz skupić się na karierze i nie wyobrażasz sobie życia z niemowlakiem, a on z zazdrością obserwuje kolegów z małymi dziećmi. Na dłuższą metę taka relacja nie do końca ma sens i warto sobie to uświadomić. Kiedy pozbawiasz partnera możliwości wychowywania dziecka, tylko dlatego że masz inne poglądy, to może być początek końca Waszego związku. Nie bój się jednak, że go stracisz. Pozwól mu samemu wybrać, a jeżeli postanowi odejść to zwyczajnie oznacza, że nie nadawaliście na tych samych falach i poniekąd odciąży Cię od myśli, że zrobiłaś ukochanemu krzywdę skazując go na życie bez wymarzonego dziecka. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł lub korzystasz z mojej wiedzy na swoim blogu lub stronie www to wstaw proszę u siebie link do źródła: Tagi: ⭐ nie wiem czy chce mieć dzieci, mój chłopak chce mieć dziecko a ja nie, czy to dziwne, że nie chcę mieć dzieci,
fot. Adobe Stock Kiedyś byliśmy kochającym się małżeństwem. Oboje wychowaliśmy się jako jedynacy i brakowało nam rodzeństwa. Nie chcieliśmy, by nasze dzieci przechodziło to samo, dlatego od razu zaplanowaliśmy dwójkę. Z dziewczynkami w domu było wesoło, głośno, ale i tak... jakoś pusto. Mieliśmy dobre warunki, duże mieszkanie, a Mikołaj był w stanie spokojnie utrzymać nas wszystkich przez jakiś czas. Zdecydowaliśmy się na trzecie dziecko i liczyliśmy na to, że urodzi się nam syn. Trzecią ciążę zniosłam dużo gorzej, niż dwie poprzednie, ale to nic w porównaniu z porodem. Bez mojej zgody nacięto mi krocze. Rodziłam kilkanaście godzin, prawie straciliśmy Antka. Dostał 5 punktów w skali Apgar, ale na szczęście dziś jest zdrowy. Ja ze skutkami tego porodu mierzę się cały czas. Szew dla tatusia Źle mnie zszyto, niedbale, na szybko, a do tego zbyt ciasno. „Dodatkowy szew dla tatusia” — śmieją się z tego czasem lekarze. O tym, że założono mi szew mężowski dowiedziałam się dopiero rok po porodzie, bo nie byłam w stanie kochać się z mężem przez niewyobrażalny ból. Przez to i przez doświadczenie porodu obiecałam sobie, że już nigdy nie zajdę w ciążę. Mój mąż jednak miał inne zdanie na ten temat. On nigdy nie przeżył tego bólu, nigdy nie miał nudności, zachcianek i depresji poporodowej. Ja tak, ale on to bagatelizował na każdym kroku. Miałam pieniądze, już troje zdrowych, pięknych i szczęśliwych dzieci i kochającego męża — przecież nie miałam na co narzekać. Z czasem w to uwierzyłam i zaczęłam mieć wyrzuty sumienia przez swój egoizm. Gdy Antoś miał dwa lata, Mikołaj zaczął przebąkiwać coś o tym, że może powinniśmy przeprowadzić się za miasto, do większego domu z ogrodem. Ja byłam zachwycona: dzieciaki miałyby gdzie szaleć w ogrodzie, latem moglibyśmy rozłożyć basen, no i już planowałam swoją piękną rabatę z ukochanymi begoniami... No, ale — bo zawsze jest jakieś ale — miałoby to swoją cenę. Mikołaj chciał, bym dała mu czwarte dziecko, ja za nic nie chciałam się na to zgodzić. Po trzech miesiącach kłótni i awantur wydawało mi się, że zrozumiał, że odpuścił i uszanował moje prawo do decydowania o własnym ciele. Ale nie. Starałam się jakoś wynagrodzić mężowi moją niechęć do kolejnego potomka i nie chciałam, by poczuł się odrzucony. Stawiałam jednak warunek — zawsze miał mieć na sobie prezerwatywę i wierzyłam, że to robi. On mnie okłamał, oszukał i wykorzystał. Owszem, na początku korzystaliśmy z zabezpieczenia. Parę razy jednak okazywało się, że w trakcie zdejmował gumkę i rzucał gdzieś obok. Za każdym razem kończyło się to awanturą, czułam się brudna i upokorzona, chociaż to był przecież małżeński seks! Dziś wiem, że to gwałt, niezależnie od tego, czy to był mój mąż. Wtedy jednak byłam tak zaślepiona uczuciem do męża (a może za bardzo weszłam w rolę ofiary?), że wybaczałam mu za każdym razem. A potem to się powtarzało. Mikołaj miał plan, który konsekwentnie wypełniał. Ten plan opierał się na tym, by doczekać się kolejnego dziecka, czy tego chciałam, czy nie. Przez to, że zarabiał na całą naszą rodzinę rościł sobie prawo do decydowania o każdym szczególe mojego życia — także tym dotyczącym mojej macicy. Mój mąż nigdy nie był tyranem. Był kochającym ojcem i wspaniałym partnerem, na którego zawsze mogłam liczyć — przynajmniej tak długo, jak w grę nie wchodziło kolejne dziecko. Bo gdy okazało się, że w moim brzuchu znowu zagościł rezydent, nasze reakcje były skrajnie różne. Mikołaj nie posiadał się ze szczęścia. Ja wpadłam w rozpacz i zaczęłam nawet rozważać wyjazd za granicę, by zrobić aborcję. Kochałam swoje dzieci, także Antka, chociaż po jego narodzinach diametralnie zmieniło się moje życie. Ale właśnie on jest powodem, dla którego nie chciałam już nigdy, przenigdy zachodzić w ciążę. Panicznie boję się porodu, ale jeszcze bardziej boję się chyba, że nigdy nie będę w stanie pokochać tego dziecka, które właśnie we mnie rośnie. On nie chciał o tym słyszeć. Groził mi, że pozamyka mnie w domu na cztery spusty, bo to też moje dziecko i on się nie zgadza na to, żebym je zabiła. Zabiła?! Przecież to jest tylko zlepek komórek, a nie wiadomo, czy ja przeżyję kolejną ciążę, kolejny poród... Czy moje życie, mój komfort jest mniej ważne niż płodu, który jest we mnie? Z jednej strony czuję, że powinnam odejść od męża, bo oszukał mnie, wykorzystał i sprawił, że poczułam się jak ostatni śmieć, inkubator, a nie kobieta, człowiek, czująca istota. Z drugiej jednak — kocham go i boję się życia bez niego. Ciągle liczę na to, że zrozumie, że powiększenie rodziny to nie jest tylko jego decyzja. I zobaczy, jak bardzo mnie skrzywdził... To też może cię zainteresować:„Wyszłam za mąż jako głupia i naiwna 19-latka. Po 30 latach nawet nie mogę na niego patrze攄Wiecie, które kobiety wybaczają zdradę? Z doświadczenia wiem, że te, które mają wysokie poczucie własnej wartości”„Mój 65-letni ojciec związał się z 28-latką. Przestało mi to przeszkadzać, gdy… mnie uwiodła”
Gdyby teraz ktoś wparował mi do mieszkania i zadał znienacka pytanie: „Ej, Ty, Szczęśliva, to co? Słyszałem, że planujesz za moment zajść w ciążę?!” to zapewne zemdlałabym w jednej sekundzie i wymagałabym co najmniej resuscytacji ;-) Dzisiejszy dzień tak dał mi w dupsko, a właściwie to dzieci tak dały mi popalić, że dosłownie marzę tylko, aby wszyscy rozeszli się samodzielnie do swoich łóżek i zasnęli, pozwalając mi spać snem kamiennym do samego rana. Niedoczekanie! :D Nie skłamię, jeśli napiszę, że mam tak mniej więcej co drugi dzień, że o pewnej godzinie niemoc mnie ogarnia, dzieciaki uwieszają się moich nogawek i gdybym miała w tym wszystkim teraz stać z dużym brzuchem i narzekać na mdłości albo zgagę oczekując trzeciego dziecka, to pewnie opadłabym z sił na samą myśl o tym :D Prawda jednak jest taka, że planujemy jeszcze co najmniej jednego malucha, o ile oczywiście szczęście nam dopisze, tylko to jeszcze nie jest ten moment ;-) Jeszcze nie ten. Dlaczego więc zadałam w tytule posta pytanie? Co robić kiedy partner nie chce mieć kolejnego dziecka? Kiedy mąż opiera się przed ojcostwem, potomstwem i kręci nosem? I jak to się dzieje, że on lub ona nie chce mieć drugiego czy trzeciego maleństwa? Napisał do mnie Ktoś. Czytelniczka nie podpisała maila swoim imieniem, dlatego niech pozostanie Ktosiem na potrzeby tego postu. Mamy z mężem ponad czteroletnią córeczkę. Od roku wspominam mężowi, że bardzo chciałabym mieć drugie dziecko, ale on konsekwentnie się nie zgadza. Przyznaje, że zwyczajnie już mu się nie chce bawić w pieluchy. Poza tym facet jak wiadomo lubi się wyspać do pracy a z dzieckiem wiadomo. Mieszkamy w jednym pokoju i nie ma możliwości, żebym chociaż poszła karmić małą do innego pokoju. Ja to rozumiem, bo też lubię spać, ale wiecznie nie będzie to trwało. Córka też non stop mówi, że chce siostrzyczkę. Koleżanki mówią, że nie mogę go zmuszać, bo jakbym ja się czuła, gdyby mnie ktoś zmuszał do macierzyństwa. Proszę, jeśli to możliwe napisz, co myślisz na ten temat. Za każdą odpowiedź będę wdzięczna :-) Zatem, co robić, jeśli partner nie chce dziecka? Przede wszystkim rozmawiać. Bez ciśnienia, bez niepotrzebnej presji. Wiem coś o tym. Jakiś czas temu mój mąż nalegał, abyśmy rozpoczęli starania o drugie dziecko. A ja wtedy jedyne, o czym myślałam, to wreszcie przespać w jednym kawałku cała noc! Zwyczajnie nie byłam gotowa na pojawienie się drugiego malucha i jakiekolwiek próby namawiania mnie do tego, spełzłyby na niczym. Broniłabym zacięcie mojego zdania. Mój mąż wtedy przyjął metodę „na przeczekanie”. I rzeczywiście, raz po raz wspominał o drugim dziecku, rozbudzając moje chęci, ale nie naciskał. Pokazywał mi te piękne chwile, wpływał na moją wyobraźnię. Zasiał ziarno, jednym słowem :D I ono sobie kiełkowało, momentami usychało, … aż do momentu, w którym … nasz pierworodny podrósł a my za obopólną zgodą zdecydowaliśmy, że to jest właściwy moment, aby powiększyć rodzinę! ;-) Co jeszcze można robić? Pokazywać partnerowi plusy i uświadamiać o ulotności tych minusów. Zgodzę się, że każde dziecko wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami. W momencie pojawienia się dziecka, w tym kolejnego, tracimy tę naszą dawną swobodę i poniekąd dedykujemy sporą część naszego wolnego czasu na czynności, które nie każdemu przynoszą 100% przyjemności. Staram się teraz nie ugłaskiwać tego rodzicielstwa. Gdyby przedwczoraj ktoś zapytał mnie, jak się czuję jako mama, odpowiedziałabym, że nie mogę czuć się lepiej! Gdyby ktoś to samo pytanie zadał mi dzisiaj, na dzień przed wylotem mojego męża i z wyrzynającymi się trzonowymi zębami mojego juniora, to odpowiedziałabym, że „zabierzcie mnie stąd”! ;-) Jest z tym macierzyństwem różnie, kwadratowo i podłużnie. Kocham moje dzieci szalenie, jednak nie ukrywam, że tęsknię momentami za chwilą odpoczynku. Zdaję jednak sobie sprawę, że te gorsze chwile mijają, a moje gorsze dni to tylko ulotne chwile, bo gdy patrzę na moich dwóch synów, którzy cudownie zaczynają się razem bawić, tulą się do siebie, wspierają, wycierają sobie łzy, dopingują się wzajemnie, to wiem, że … nie mogliśmy podjąć lepszej decyzji! Chłopaki mają siebie! Braterska miłość i świadomość posiadania rodzeństwa to coś wspaniałego. Wiem coś o tym, bo sama jestem najstarszą siostrą, dlatego trzeci maluch do tej gromady byłby cudownym dopełnieniem dla nich samych! Być cierpliwym, jeśli kobieta lub mężczyzna nie jest jeszcze na to gotowy. To cholernie ważne, aby być cierpliwym. To, że my jesteśmy gotowi nie znaczy, że nasz partner również jest gotowy. Dla jednych pojawienie się dziecka jest spełnieniem marzeń, a dla drugich jest jeszcze w sferze wielkich niewiadomych i totalnego niepokoju. Nie decydować za partnera … i uszanować jego decyzję. I tutaj kłania się poszanowanie dla drugiej osoby. Jeśli nasz facet nie chce dziecka, to nie znaczy, jak to niektórzy sobie pokrętnie tłumaczą, że on jeszcze nie wie, że chce mieć brzdąca :D To trochę naginanie rzeczywistości, choć rzeczywiście większość przyznaje, że nie żałują i nie wiedzą, jak mogli inaczej ;-) Decyzja o posiadaniu dziecka to zdecydowanie nie to samo, co zakup chomika, nowego etui do telefonu czy wymiana paska rozrządu. To decyzja na całe życie. Skoro darzymy drugą osobę miłością, to szanujemy również jej zdanie i wspólnie planujemy. „Wspólnie” to słowo klucz. Niektórzy zupełnie świadomie nie chcą mieć dzieci i nasze próby przekonywania zdadzą się na nic… Przypomniała mi się pewna dyskusja w tym miejscu, kiedy to jedna z kobiet przyznała się, że zdecydowała za faceta i świadomie odstawiła tabletki antykoncepcyjne nie informując go o tym. Słabe to było, tak tylko powiem od siebie. Gdyby mnie ktoś wmanewrował w tego typu akcje – oczywiście, że zapewne kochałabym dziecko i byłoby ono całym moim światem, ale miałabym bardzo ograniczone zaufanie do mojego partnera na przyszłość i zabezpieczałabym się podwójnie albo potrójnie, bo miałabym świadomość, że moje zdanie może nie liczyć się dla tej osoby i nie ma oporów by postępować wbrew moim życzeniom. Dobra, ale zakończmy to optymistycznie, wszak to bardzo pozytywny temat! ;-) Co można robić, aby przekonać faceta czy kobietę do założenia rodziny, posiadania dziecka i wicia gniazda? Trzeba wykazać się niezwyciężoną ilością cierpliwości i przede wszystkim szczerze pogadać, choćby tych rozmów do rana i przy winie miały być setki, jak to było kiedyś u mnie ;-)
Na pytanie: „to kiedy kolejne”, bez wyrzutów sumienia i poczucia winy odpowiadają: „nigdy”. Asia Okuniewska, Kalina Możdżyńska, Demi Mae, Marta Kopacz, Aga Bilska i S. mówią, dlaczego po urodzeniu pierwszego dziecka nie decydują się na kolejne. Temat podsumowuje Magda Kostyszyn, czyli Chujowa Pani Domu. Najpierw są pytania: kiedy dziecko. A jak już się pojawi na świeci pierworodny(a), zaczynają się dociekania, kiedy kolejne. Albo nieproszone(!) rady, że rodzeństwo jest niezbędne do tego, by nie wychować egoisty. Zapewnienia, że jak jest więcej dzieci, to „same sobą się zajmują”. I ostrzeżenia, że na starość zostaniemy same i nikt nam nie poda przysłowiowej szklanki wody. Do moich rozmówczyń takie argumenty nie trafiają. Z pełną świadomością zdecydowały, że chcą być matkami jednego dziecka. Z różnych powodów. Ze względów zdrowotnych (choroby swojej albo dziecka), z powodu trudnego porodu czy jeszcze trudniejszych początków macierzyństwa, pełnych łez i poczucia bezradności. A także – i przyznają to szczerze, bez poczucia winy – ze względu na ich aktywne życie zawodowe, pasje czy po prostu chęć posiadania przestrzeni dla siebie, partnera i przede wszystkim dla dziecka, które już jest na świecie. Mają różne powody, ale łączy je jedno – nie czują się gorszymi albo niepełnymi mamami, bo mają „tylko” jedno dziecko. I nie chcą z tego powodu być oceniane czy odczuwać presji społecznej i kulturowej. Poznajcie ich punkty widzenia. Asia Okuniewska – mama małej Heleny, autorka popularnych podcastów: Tu Okuniewska i Ja i moje przyjaciółki idiotki, oraz idiotkowej książki Od początku wiedziałam, że chcę mieć tylko jedno dziecko. Mam starszą o 5 lat siostrę. Miałyśmy wspólny pokój, dzieliłyśmy 10 metrów kwadratowych i mimo wielu fajnych wspomnień, rodziło to między nami morze konfliktów. Każda z nas była na innym etapie rozwoju. Kiedy ja chciałam bawić się w szpital dla lalek, ona była w gimnazjum i żyła sprawami nastolatek, pierwszymi miłościami. Musiałyśmy „rywalizować” o przestrzeń. Posiadanie własnej przestrzeni, możliwość swobody w niej, prawo do decydowania o swoich rzeczach, a nawet o tym, jaki kolor będą miały ściany, czy jaki bałagan jest dla nas do zaakceptowania, a co sprawia, że czujemy się przytłoczeni, to coś, czego dorastając, nie miałam. Często się kłóciłyśmy, a rodzice pracujący na pełne etaty musieli się bardzo gimnastykować, żeby po powrocie do domu mieć siłę na rozwiązywanie naszych konfliktów. Czasem czułam, że nie mają już siły na poświęcenie nam fajnego czasu, bo trzeba ugotować obiad, zrobić zakupy, dopilnować lekcji. Mimo że fajnie wspominam to, że się sobie z siostrą zwierzałyśmy, że miałyśmy swoje sekrety i żarty, mam poczucie, że brakowało nam uwagi niepodzielnej rodziców, takiej 1:1. Nie chcę, by moje dziecko musiało rywalizować z kimś o uwagę, żeby coś mi w jego potrzebach umknęło. Wiem, że nie mam aż tak wielu emocjonalnych zasobów na to, żeby rozciągnąć dobę jeszcze bardziej i poza pracą, obowiązkami domowymi i budowaniem bliskości z partnerem i dzieckiem, dodać do tego jeszcze jednego malucha. Priorytetem rodzicielstwa jest moim zdaniem zbudowanie czułej, opartej na uwadze, szacunku i akceptacji relacji, a to wymaga nie tylko czasu i zaangażowania, ale też pracy nad sobą. Na facebookowych grupach dla mam rzadko spotyka się posty o tym, że rodzeństwo jest zgodne, fajnie się razem rozwija i wszystko jakoś się układa. Zazwyczaj czyta się o rywalizacji, zazdrości, dzieciach wyrażających złość z okazji pojawienia się rodzeństwa czy przechodzących bunt z tego powodu. Naczytałam się tego sporo i nie chcę mieć takich problemów. Uważam, że ludzie za mało otwarcie mówią o tym, jak wiele wysiłku wymaga stworzenie systemu rodzinnego, który uwzględnia potrzeby wszystkich domowników, i ile frustracji generuje rozczarowanie tym, że nasza wymarzona wizja bawiących się radośnie dzieci nie spełnia się. Nie zgadzam się na podejście, że „jedno się drugim zajmie”. Dzieci nie są od tego, żeby zajmować się swoim rodzeństwem. Dzieciństwo jest od bycia dzieckiem, a nie czyimś opiekunem. Nie trafiają do mnie argumenty, że jedynak nie będzie umiał się dzielić. Dzieci nabierają psychologicznie umiejętności dzielenia się, dopiero mając około 3-4 lata, a wtedy dziecko uczy się tego w przedszkolu. Nie rozumiem podejścia, że jedynak w obliczu choroby czy śmierci rodziców zostanie sam. Jeśli nauczymy go jak tworzyć i pielęgnować relacje z przyjaciółmi, uzyska od nich wsparcie w trudnych chwilach. Znam wiele trwałych przyjaźni, ale jeszcze więcej skłóconych na lata, nielubiących się braci i sióstr. Wolę pomóc dorastać jednemu dziecku, ale zrobić to najlepiej jak umiem, niż wypuścić z domu kilkoro dzieci z jakimiś deficytami. Po prostu nie umiałabym ogarnąć tylu żyć naraz. Podziwiam osoby, które to robią. Islandia, gdzie żyję, to w zasadzie same rodziny wielodzietne. Bardzo wspiera się tu rodziców, ale jednocześnie bez wywierania presji na posiadanie kilkorga dzieci. Popularne są rodziny patchworkowe, więc zawsze jest sporo kuzynostwa i przyszywanego rodzeństwa do zabawy. I tak też chciałabym wychować swoją córkę. W poszanowaniu tego, z kim chce się bawić i kogo wybierze za swoją „siostrę” czy „brata”, bo na mnie w tej kwestii liczyć nie może! Kalina Możdżyńska, mama Romka, projektantka graficzna Rodziłam naturalnie i choć nie mogę powiedzieć, że to była trauma, to nie chcę przechodzić tego drugi raz. Byłam zaopiekowana, miałam wsparcie położnej, partnera. Ale to 8 godzin było ciężkim fizycznym doświadczeniem. Pierwsze, co powiedziałam po porodzie, to „nigdy więcej”. Trudne były też pierwsze miesiące życia Romka. Choć mam mamę i partnera, którzy mi bardzo pomagają, to wpadłam w dół. Dopiero się z niego powoli wygrzebuję. Zobaczyłam, jak zmieniło się moje życie. I to jest dla mnie bolesne. Tęsknię za „tamtym” życiem. Lubię spokój, celebrowanie chwil. A dziś nie mam na to przestrzeni. Przyznaję otwarcie, bez wstydu czy poczucia winy, że nie radzę sobie, nie ogarniam. Robię nie to, co chcę, a to, co trzeba, a i tak jestem w wiecznym niedoczasie. Nieraz odczuwam kompleksy na tym tle i porównuję się z mamami, które sprawiają wrażenie bardziej ogarniętych. Tym bardziej nie chcę sobie podnosić poprzeczki. Czuję, że z dwójką dzieci byłoby jeszcze trudniej. Nie wyobrażam sobie tego. Raczej wolałabym zacząć ogarniać to, co mam teraz. Nie czuję potrzeby kolejnego dziecka. W ogóle długo zastanawiałam się nad pierwszym. Świat już jest przeludniony, a będzie gorzej. Jestem mamą krótko, wiem, że kobiety po 2-3 latach od urodzenia pierwszego dziecka zmieniają zdanie. To pewnie jeszcze przede mną, dlatego powtarzam partnerowi, żeby pamiętał, że nie chcę, gdyby mi się coś zmieniło. Bo pamięć wypiera to, co bolesne. Także ze względu na wiek (zaraz mam 40. urodziny) nie chcę przechodzić porodu ponownie. Kto mi poda przysłowiową szklankę wody na starość? To nie powód, by rodzić drugie dziecko. Od tego, które już jest, nie mogę tego wymagać. Może ono będzie na drugim końcu świata? To jest coś, co muszę sama sobie zorganizować, a nie oczekiwać od dziecka. Jeśli już coś do mnie przemawia, to raczej to, że fajnie mieć rodzeństwo. Wierzę w ważność rodziny, jestem z nią bardzo związana, mam świetne relacje z bratem. To co innego niż przyjaźń. Ale to za mało, by mnie przekonać. Nie widzę przestrzeni na zmianę zdania. Furtka jest zamknięta. Jestem pewna. Demi Mae, mama Kajetana, autorka bloga mieszka w Islandii Od początku obawiałam się porodu. Choruję na serce, jestem po dwóch operacjach. Ciążę znosiłam stosunkowo dobrze, ale musiałam podlegać częstej kontroli szpitalnej ze względu na sercowe dolegliwości. Dlatego zdziwiłam się, gdy lekarz kardiolog uznał, że mogę rodzić naturalnie. Nie pozostało mi nic innego, jak mu zaufać. Niestety, nie obyło się bez komplikacji. Ostatecznie i tak miałam cesarkę. Poród był wywoływany. Skurcze po paru godzinach od wzięcia tabletki. Ból niemiłosierny. Po ponad dwudziestu godzinach byłam wykończona i przerażona. W końcu przewieziono mnie na salę operacyjną. Łożysko przestawało pracować. To był ostatni moment na urodzenie dziecka. Znieczulenie, które mi zaaplikowano, okazało się za słabe. Poczułam skalpel. Ledwie udało mi się powiedzieć o tym lekarzowi. Dostałam narkozę. Na świat przyszedł Kajtek. Miałam być wybudzana po paru godzinach, ale nie minęła jedna, a otworzyłam oczy. Leżałam sama, bez męża. Nie wiedziała nawet, jak zakończył się poród. Ból w okolicach brzucha był tak ogromny, że lekarze sprawdzali, czy nie mam krwotoku wewnętrznego. Minęły tygodnie, zanim zaczęłam normalnie funkcjonować i samodzielnie opiekować się dzieckiem. Stan po porodzie był dla mnie trudny i bolesny. Nigdy więcej nie chcę ponownie tego doświadczać. Boję się. Znaczną część dnia przeznaczam na pielęgnowanie pasji, rozwój osobisty i pracę. Mam to szczęście, że pracuję „na swoim”, mogę się dostosowywać do Kajetana i jego potrzeb. Ale nie zawsze jest łatwo. Raz jest rutyna, raz nie. Uczę się grać na skrzypcach, szlifuję trudny język islandzki, przygotowuję się do kolejnych studiów. Nagrywam płytę, piszę teksty. Piszę też przewodnik geoturystyczny o Islandii, prowadzę bloga, robię fotografie, nagrywam vlogi na dwa kanały. W związku z chorobą serca muszę też dbać o kondycję fizyczną, mam czasochłonne treningi, spotkania z fizjoterapeutą. To wszystko pochłania ogromną ilość czasu i energii, a w tym wszystkim chcę mieć swobodę bycia mamą. Mamą, której dziecku nie brakuje. Przy kolejnym dziecku musiałabym zrezygnować z wielu rzeczy, które dają mi poczucie spełnienia. Rola mamy jest najpiękniejszą, jaką mam, ale nie jedyną, w której lubię być. Kajetan jest coraz bardziej samodzielny. Wracamy z mężem do rzeczy, które robiliśmy przed pojawieniem się synka na świecie. Ostatnio pojechaliśmy w trójkę pod namiot. Rozbiliśmy się u podnóża islandzkich gór i lodowca. Nie musieliśmy przejmować się porami karmienia, spania, czy przewijaniem. Mamy z Kajetankiem tak poukładane życie, że jesteśmy szczęśliwi, spełnieni, niczego nam nie brakuje. Może nieco czasu dla samych siebie. Na upartego to do zrobienia, ale o wyjściu na randkę możemy pomarzyć. Chyba, że przyleci do nas babcia z Polski. Aga Bilska, mama Edka, fotografka Zastanawiałam się, czy w ogóle chcę mieć dziecko. Długo nie czułam instynktu macierzyńskiego. Najważniejsza była dla mnie relacja z partnerem. Życie we dwójkę było dobrem i jakością samą w sobie. Z czasem doszły coraz bardziej świadome, dojrzałe poglądy. Uważność na ekologię i problemy, z jakimi zmaga się współczesna cywilizacja. Silne przekonanie, że ludzi na świecie jest po prostu za dużo. Kończą się zasoby, dostęp do czystego powietrza i wody. Coraz gorszej jakości jedzenie. Problemy z migracjami politycznymi i klimatycznymi. Serio, tak niewiele osób się nad tym zastanawia. Decyzja o dziecku była świadoma i przyszła naturalnie. Byliśmy ze sobą 15 lat. To był kolejny etap wspólnego życia. Ciąża nie była łatwa. Mam chorobę Leśniowskiego-Crohna, co wiązało się z podwyższonym ryzykiem, dodatkowymi badaniami i zagrożeniami. Mieliśmy szczęście. Wszystko poszło dobrze. Kiedy Edek przyszedł na świat, byłam na haju. Czułam, że mogłabym urodzić jeszcze czwórkę dzieci pod rząd. Ale to uczucie trwało chwilę i było szybko studzone racjonalnymi argumentami. Również ekonomicznymi. Dostrzegłam, że dopiero kiedy zostałam mamą, w oczach niektórych ludzi, zwłaszcza starszych, „nabrałam wartości”. Byli nawet tacy, którzy dopiero wtedy w ogóle mnie zauważyli. Strasznie mnie to zdenerwowało. Marta Kopacz, mama Franka, autorka bloga Są dziewczyny, które od małego bawiły się w dom, woziły lalki w wózkach. Ja nigdy nie przepadałam za dziećmi. Nie interesowało mnie macierzyństwo. Na pewnym etapie życia poczułam „to”, zapragnęłam zostać mamą. Jednak już będąc w ciąży, wiedziałam, że na jednym dziecku się skończy. Podczas USG najbardziej interesowało mnie, czy tam bije jedno serduszko. Nie wstydzę się tego. Nie byłabym szczęśliwa, gdyby były dwa. To nie jest moje życiowe powołanie. Nie czuję się z tego powodu gorszą mamą. Wręcz przeciwnie! Mam więcej czasu, energii dla syna. Chcę poświęcić się mu w 100 procentach. Poznałam smak macierzyństwa, skanalizowałam moją miłość. Doświadczyłam jednak oceniania. Odbierano mi prawo do czucia się zmęczoną, sfrustrowaną. „Masz jedno dziecko i jeszcze babcia ci pomaga, co ty wiesz o życiu”. Gdybym miała więcej dzieci, zobaczyłabym, czym jest życie. W dupie mi się poprzewracało, skoro przy jednym dziecku czuję się zmęczona. Jestem leniwa, egoistyczna, wygodnicka. Nie czułam smutku. Raczej złość. Szybko nauczyłam się ucinać temat. Jasno stawiać granice. Mój wybór i nikomu nic do niego. To odbiera broń, kończy dyskusję. Niektórych się nie zmieni. Ale jeśli wyczuwam przestrzeń do rozmowy, próbuję prostować mity. Jedynak nie musi być egoistą, wszystko zależy od wychowania. Mając trójkę dzieci, możemy wychować trzech egoistów. Samotność, brak socjalizacji? Jestem jedynaczką i nigdy nie czułam się samotna. Całymi dniami bawiłam się na podwórku z bandą dzieciaków. Mój mąż, też jedynak, podobnie. Ani jemu, ani mnie nie doskwierał brak rodzeństwa. Wychowałam się w wielopokoleniowym domu, pełnym ludzi. Miałam ich raczej przesyt niż niedobór. Wizja noworodka w domu przeraża mnie. Nie chciałabym tego drugi raz przechodzić. I nie boję się tego, że nie dałabym rady. Ale nie miałabym z tego takiej radości, jak za pierwszym razem. Zatopiłam się w macierzyństwie na full etat i pewnie zrobiłabym to za drugim razem. Ale wtedy nie dałabym pierwszemu dziecku, tyle, ile mogłam dać. Nie pomogłabym mu w jego problemach na takim poziomie jak teraz. Wychwytuję problemy wcześniej niż rodzice, którzy mają więcej dzieci. A przecież moje dziecko jest zdrowe. Mam znajomych, którzy wychowują dzieci przewlekle chore. I choć są najlepszymi rodzicami na świecie, starają się, to ich uwaga koncentruje się przede wszystkim na chorym dziecku. Pozostałe są nieco odsunięte. Co by było gdybym to ja była w takiej sytuacji? Nie chcę myśleć. Dziś jestem świadoma też swoich potrzeb. To nie jest lenistwo czy wygodnictwo. Nie widzę nic złego w tym, że kobieta chce mieć czas i przestrzeń dla siebie. Chrońmy się przed słowną agresją innych. To wprowadza mętlik w głowie. Słuchajmy swojej intuicji i serca. S., mama, medyk, zdecydowała się odpowiedzieć anonimowo. Czy można pragnąć kolejnego dziecka, a jednocześnie świadomie podjąć decyzję, by jednak go nie mieć? Nigdy nie myślałam, że stanę przed takim wyborem. Ale kolejnego dziecka mieć nie będę. Jestem medykiem. Pracowałam na pediatrycznym bloku operacyjnym. Robiliśmy operacje onkologiczne. Po ciężkich zabiegach wracałam do domu i cieszyłam się, że moje dziecko jest zdrowe. Jednak to cierpienie prześladowało mnie w pracy. Po nocach śniły mi się koszmary, że moje dziecko będzie miało nowotwór i będzie musiało przechodzić te wszystkie skomplikowane i nieprzyjemne procedury. Do końca życia będę pamiętać dziecko, które przechodziło kolejny zabieg usunięcia tkanki guza. Pamiętam blizny na klatce piersiowej, ślady poprzednich operacji. I nigdy nie zapomnę krzyku rozpaczy tego dziecka. Po wybudzeniu z operacji płakało, błagało o śmierć. Pamiętam też mój poród. Radość, nie tylko moją, ale pozostałych mam na sali. Zapamiętałam drobną blondynkę, uśmiechniętą i szczęśliwą, że urodziła zdrowe, piękne dziecko. Utrzymywałyśmy kontakt przez jakiś czas. Po paru miesiącach okazało się, że jej dziecko nie rozwija się prawidłowo. Zdiagnozowano niedorozwój fizyczny i psychiczny. Dziecko nigdy nie będzie samodzielne. Wymaga rehabilitacji i całodobowej opieki do końca życia. Pamiętam jak z ulgą pomyślałam: dobrze, że u nas wszystko w porządku. A potem ja zaczęłam chodzić z dzieckiem po lekarzach. Wykluczano kolejne choroby: alergie, niedoczynność tarczycy, celiakię, niedobory odżywiania, niedoczynności przysadki… Hospitalizacje, badania, pomiary…. Słyszałam: „Daj spokój, nie męcz dziecka, rozwija się prawidłowo. A że niskie? Odstaje od grupy wzrostem? Ma czas, nadgoni”. Moja dociekliwość „opłaciła się”. Pojawiło się podejrzenie choroby genetycznej. Zdiagnozowano guz układu nerwowego. W tylnym dole czaszki urosło coś o średnicy 3 cm. Nie wiadomo co. Biopsja niediagnostyczna i dalsza niepewność. Decyzje pozostawiono nam, rodzicom. Czekać i obserwować czy usunąć. Żadna opcja nie była dobra. Dziś, gdy opowiadam o tym, dlaczego nie będę mieć więcej dzieci, mija pierwsza doba po zabiegu usunięcia guza. Zostaje czekanie. Czy będą deficyty neurologiczne? Czy będzie potrzebna rehabilitacja? Czy dziecko wróci do normalnego funkcjonowania? Czy podjęłam z mężem słuszną decyzję? Nie wiem. Jak się czuję? Nie wiem. Czy wezmę zwolnienie? Nie wiem. Czy planuję urlop w tym roku? Nie wiem. Czy można mi pomóc? Nie wiem. Od momentu diagnozy moje życie zmieniło się w jedno wielkie „nie wiem”. Ale wiem jedno. Nie będę w stanie podjąć ryzyka i narazić kolejnego życia na ból i cierpienie związane z chorobą. Nie będę mieć kolejnego dziecka. Coś dla Ciebie Magda Kostyszyn, mama Niny, autorka fanpage’a Chujowa Pani Domu i książki „Też tak mam!” W naszym społeczeństwie jest niewyobrażalna presja na posiadanie potomstwa. Każda heteronormatywna para, która jest po ślubie lub wchodzi w wiek, który sugerowałby ustatkowanie się, jest oceniana. Przez znajomych, sąsiadów, rodzinę. Jeśli nie mają dzieci, to coś z nimi nie tak. Albo nie mogą, albo jakieś z nich dziwaki, egoiści i karierowicze. Nie jest jednak tak, że presja kończy się, kiedy już się na dziecko zdecydujesz. Wtedy świat daje ci maksymalnie dwa lata na wzięcie głębszego oddechu, po czym powraca z serią pytań: kiedy kolejne? Chcielibyście mieć teraz dziewczynkę/chłopczyka? Dziecko musi mieć rodzeństwo, nie bądźcie egoistyczni, pomyślcie o jego przyszłości… Drodzy rodzice, pytania: kiedy następne dziecko są równie nie na miejscu, jak pytania o ciążę. Nie musicie na nie odpowiadać. A jeśli już chcecie, na pytanie: „TO KIEDY DRUGIE?” odpowiadajcie z uśmiechem na ustach: „NIGDY”. Bez tłumaczenia się. I bez wyrzutów sumienia, że nie spełniacie czyichś oczekiwań. Mamy jedynaków, jesteście tu? Dajcie znać, jak Wy patrzycie na ten temat. Coś dla Ciebie Coś dla Ciebie
nie chcę mieć więcej dzieci